[ENERGETYKA] Transparentna redukcja? Kto naprawdę traci na "redysponowaniu" OZE?
Choć OZE miały być filarem zielonej transformacji, w Polsce coraz częściej są po prostu wyłączane. Tzw. redysponowanie fotowoltaicznych i wiatrowych źródeł mocy brzmi technicznie, ale dla wielu inwestorów oznacza realne straty i brak stabilności. Kto naprawdę traci, gdy zielony prąd nie trafia do sieci? I dlaczego wciąż brakuje przejrzystości w decyzjach operatora systemowego?
Co to w ogóle jest redysponowanie?
To zgrabne słowo opisuje praktykę czasowego ograniczania produkcji energii przez instalacje odnawialne, głównie farmy fotowoltaiczne i wiatrowe. Powód? Przeciążenie systemu elektroenergetycznego. Według operatora, spółki PSE to konieczność wynikająca z potrzeby równoważenia popytu i podaży w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym.
Kogo się "przykręca"?
Zasady redysponowania są szczegółowo opisane w instrukcjach i przepisach. Źródła dzieli się na trzy grupy według ich mocy, uwzględnia się napięcie sieci, a nawet ich techniczne możliwości regulacji mocy. Tyle że całość przypomina układankę, w której "układany" nie zna pełnego obrazka. Operator tłumaczy się "bezpieczeństwem pracy systemu" i "priorytetami", ale danych które instalacje dokładnie i kiedy zostały zredukowane nie udostępnia. Pojawiają się więc podejrzenia o nierówne traktowanie mniejszych podmiotów, którym trudno się bronić.
PSE publikuje dane o wielkości redysponowanej mocy, ale tylko zbiorczo, co kwadrans i bez wskazania konkretnych firm. Nie wiadomo, kto i kiedy był wyłączany, na jak długo i z jakim skutkiem finansowym. A przecież mówimy o realnych stratach. Brak energii to brak przychodu. Brak przychodu to problem ze spłatą kredytów, obsługą inwestycji, stabilnością lokalnych budżetów.
Rząd obiecuje, że w przyszłości rozszerzy zakres publikowanych informacji. Tymczasem właściciele OZE nadal działają po omacku bez systemowych informacji o planowanych ograniczeniach, bez możliwości zaplanowania pracy, bez żadnej gwarancji dochodu.
Automatyzacja jako plaster na złamaną nogę
Ministerstwo Przemysłu poinformowało w odpowiedzi na interpelację posłów Katarzyny Kierzek i Jacka Tomczaka, że trwają prace nad automatyzacją redysponowania. Czy takie działania zwiększą transparentność wobec mniejszych przedsiębiorców? A może wręcz przeciwnie? Dziś nie znamy jeszcze szczegółów.
Prawdziwy problem leży jednak gdzie indziej. Polska sieć elektroenergetyczna nie jest gotowa na boom OZE. Brakuje elastycznych mocy bilansujących, magazynów energii, sieci przesyłowych. Zamiast modernizować i inwestować, łatwiej jest po prostu wyłączyć tych, którzy przeszkadzają w utrzymaniu status quo. Ci mali i rozproszeni w przeciwieństwie do większych graczy po prostu nie mają siły przebicia.
W teorii to odnawialne źródła energii powinny mieć pierwszeństwo tak mówi prawo unijne i zdrowy rozsądek. W praktyce jednak wciąż są traktowane jak uciążliwy dodatek, który można po prostu wyłączyć w okresie nadprodukcji.