[ENERGETYKA] Ekspertka SGH ostrzega: atom zagrożony pozwami dostawców technologii
Choć rząd rozwija projekt pierwszej elektrowni jądrowej, coraz więcej głosów wskazuje, że realizacja drugiej wymaga zupełnie innego podejścia. Wśród najostrzejszych krytyków dotychczasowego modelu biznesowego jest dr Bożena Horbaczewska ze Szkoły Głównej Handlowej, współautorka modelu finansowania elektrowni jądrowych SaHo.
Jak podkreśla dr Horbaczewska w swoich uwagach do aktualizacji Programu Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ), już sama konstrukcja modelu CfD (contract for difference), zastosowanego w przypadku pierwszej elektrowni jądrowej, wzbudza zasadnicze wątpliwości.
– Model CfD nie działa w interesie odbiorców energii, a wręcz odwrotnie, przenosi na nich ryzyko kosztów inwestycji (...) Realny wskaźnik wykorzystania mocy w pierwszej elektrowni jądrowej może wynieść zaledwie 30–40 proc., co przełoży się na ogromne koszty dla gospodarki – pisze ekspertka.
Zastrzeżenia te, jak zauważa, znalazły potwierdzenie w słowach Wojciecha Wrochny, rządowego pełnomocnika ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, który 17 czerwca 2025 r. zasugerował, że wskaźnik capacity factor dla pierwszego atomu może wynieść tylko 40 proc., a nie – jak zadeklarowano w dokumentach notyfikacyjnych – ponad 92 proc..
Druga elektrownia: nowy model, nowi inwestorzy
Dlatego zdaniem Horbaczewskiej projekt drugiej siłowni jądrowej powinien być realizowany w zupełnie odmiennym modelu biznesowym, a najlepiej z wyłączeniem spółki Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ), której właścicielem jest państwa. Sugeruje, by inwestorem zostało PGE, które ma już doświadczenie w projektach energetycznych, zarówno konwencjonalnych, jak i jądrowych (poprzez spółkę PGE PAK EJ). Rolę inwestora dla potencjalnej trzeciej elektrowni jądrowej widzi natomiast dla Enei., m.in. w lokalizacjach Kozienice i Połaniec.
W propozycji nowego zapisu w PPEJ dr Horbaczewska proponuje też włączenie mechanizmów udziału odbiorców końcowych w projekcie drugiej siłowni jądrowej np. poprzez możliwość współwłasności na wzór spółdzielni energetycznych. To miałoby sprzyjać obniżeniu cen energii i lepszej społecznej akceptacji dla projektu.
Ryzyko rozlania pomocy publicznej
Ekspertka wskazuje też szereg ryzyk związanych z dalszym zaangażowaniem PEJ począwszy od możliwości uznania przez Komisję Europejską za nielegalne tzw. „rozlanie pomocy publicznej” między pierwszą i drugą elektrownią jądrową, aż po ograniczenie możliwości wyboru własnego modelu biznesowego przez PGE i Eneę. Jej zdaniem PEJ, jako spółka w całości finansowana z budżetu państwa, nie powinna prowadzić żadnych działań w projektach, które miałyby być realizowane przez komercyjne podmioty.
– W przypadku narzucenia przez KE tego samego modelu dla obu projektów, udział PEJ oznaczałby brak możliwości wyboru optymalnego rozwiązania dla PGE/Enei, które mają zupełnie inną strukturę kapitałową i funkcjonują w warunkach rynkowych – czytamy w uwagach.
Operacyjne koszty chaosu
Krytyczne uwagi dotyczą także kwestii operacyjnych. Dr Horbaczewska ostrzega przed ryzykiem walki o te same kadry, podwójnego finansowania z budżetu, a także przed niepotrzebnym powielaniem kompetencji.
- PGE ma już zaplecze, poparcie lokalnych społeczności i zespół do realizacji projektu w Koninie. Przenoszenie zasobów z PEJ tylko osłabi oba przedsięwzięcia – pisze.
Polityka i prawo unijne
Osobny blok uwag dotyczy zagrożeń prawnych. Wśród nich m.in. możliwość zaskarżenia udziału PEJ przez innych dostawców technologii (w kontekście wyboru oferenta dla drugiej elekrowni jądrowej), ograniczenia konkurencyjności przetargów, a także ryzyko długotrwałych postępowań przed TSUE – na wzór skarg Austrii na projekty jądrowe w Wielkiej Brytanii i na Węgrzech.
Takie ryzyko wielokrotnie podnosiłem w swoich tekstach.