[ENERGETYKA] Czyste powietrze: rząd zaczął karać nabywców nieruchomości
„Czyste Powietrze” miało być sztandarową odpowiedzią na polski smog i przez lata rzeczywiście tak działało – ponad 800 tys. złożonych wniosków, ponad 6 mld złotych wypłaconych dotacji, dziesiątki tysięcy ocieplonych budynków, nowe źródła ciepła, niższe rachunki, mniej emisji z kominów. Ale program zaczęły też trapić nadużycia, a próba ich zwalczenia uderzyła w zwykłych Kowalskich.
Dziś coraz więcej potencjalnych beneficjentów „Czystego Powietrza” czuje się oszukanych. Od 31 marca 2025 r. obowiązuje przepis, który wielu z nich całkowicie eliminuje z gry: jeśli nie jesteś właścicielem (lub współwłaścicielem) swojego domu od co najmniej trzech lat – nie dostaniesz ani grosza z podstawowego poziomu wsparcia.
Zgłaszasz się po dotację jako właściciel domu kupionego rok temu? Kupiliście z partnerką segment na kredyt, żeby go ocieplić i wymienić kopciucha? Po kilku latach na wynajmie w końcu zainwestowałeś w zrujnowany dom na wsi, z zamiarem życia „po swojemu”? To wszystko oznacza dziś duży problem, aby sięgnąć po pieniądze z programu.
Ochrona przed nadużyciem?
Oficjalnie nowy przepis ma chronić program przed nadużyciami. Wiceminister klimatu Krzysztof Bolesta tłumaczy: „W przeszłości dochodziło do fikcyjnych transakcji, ludzie nabywali niewielkie udziały w nieruchomościach, tylko po to, by wyłudzić dotacje”. Bywało, że jedna osoba składała wnioski dla kilku domów jednocześnie, po czym budynki trafiały z powrotem na rynek. Państwo miało za to zapłacić.
Rzecz w tym, że zamiast precyzyjnych narzędzi kontrolnych, wybrano metodę toporną – objęto wszystkich nowych właścicieli zakazem ubiegania się o pieniądze. Także tych uczciwych. Także tych, którzy już zaczęli remonty.
Tymczasem realia rynku nieruchomości są nieubłagane. Z danych GUS wynika, że w 2024 roku ponad 400 tys. Polaków kupiło domy lub mieszkania na rynku wtórnym, a spora część z nich to budynki kwalifikujące się do programu „Czyste Powietrze”. Wielu z tych ludzi, zachęconych rządowymi kampaniami, planowało ocieplenie ścian, wymianę pieców i okien – z myślą, że państwo dołoży. Ale nie dołoży…
Ulga termomodernizacyjna – plaster na otwartą ranę?
Ministerstwo wskazuje alternatywę: ulga termomodernizacyjna. Można odliczyć od podstawy podatku do 53 tys. zł wydatków na remont. Ale tylko wtedy, gdy ma się dochód. Renciści, emeryci, osoby pracujące na nisko opodatkowanych umowach lub korzystające z ryczałtu – odpadają. Ulga nie przysługuje również, jeśli remont nie zmieści się w limicie odliczeń lub jeśli właściciel już korzystał z niej przy innej nieruchomości.
Co więcej, to instrument rozciągnięty w czasie – przynosi ulgę w PIT za dany rok, ale nie przynosi zastrzyku gotówki potrzebnej na zakup materiałów czy usług budowlanych tu i teraz. Tymczasem przeciętne koszty kompleksowej termomodernizacji domu w Polsce to według danych Instytutu Ekonomii Środowiska od 70 do 120 tys. zł, w zależności od regionu i standardu budynku.
Fikcja równego traktowania
Podczas wcześniejszych konsultacji społecznych nie brakowało głosów ostrzegających przed takim scenariuszem. Posłowie i organizacje społeczne apelowali, by nie karać ludzi, którzy dopiero co kupili dom i chcą go uczynić ekologicznym. Ministerstwo jednak zignorowało te postulaty.
Resort tłumaczy, że „wprowadzenie jednolitych kryteriów zapewnia równe traktowanie wszystkich beneficjentów”. Ale czy naprawdę równo traktuje się kogoś, kto jest właścicielem domu od 3 lat, ale nic z nim nie robi i kogoś, kto kupił dom rok temu i już go ociepla?
Sytuację pogarsza fakt, że od 28 listopada 2024 roku nabór wniosków był zawieszony na kilka miesięcy. W tym czasie wiele osób zdążyło zakończyć inwestycje, nie wiedząc, że lada moment stracą prawo do wsparcia. Ministerstwo zapowiada analizę tej sytuacji i „możliwość objęcia tej grupy szczególnym wsparciem”. Ale konkretów brak.