Cena paliwa powinna spadać w związku z taniejącą ropą, ale sytuacja na światowych rynkach pozostaje niestabilna
Przed wakacjami wszyscy nerwowo zerkamy na ceny paliw, które w ostatnim czasie poszybowały w górę. Czy jest szansa na to, że niebawem benzyna stanieje?
Szansa na obniżkę cen paliw
Kluczowym parametrem dla poziomów cenowych na krajowych stacjach jest przede wszystkim koszt ropy naftowej. Ostatnio będąca benchmarkiem dla globalnych rynków naftowych baryłka Brent wyraźnie tanieje. W pierwszej połowie czerwca kosztowała 123 dolary, a 23 czerwca było to 110 dolarów. Ta korekta powinna przynieść szybko redukcję ceny paliw, choć sytuacja makroekonomiczna jest dziś tak zmienna, że de facto każde drastyczne zaostrzenie konfliktu rosyjsko – ukraińskiego może szybko przywrócić ropie trend wzrostowy.
Na jak duże upusty na stacjach możemy liczyć? Raczej niewielkie – rzędu kilku groszy. Gorzej radzi sobie bowiem złoty, który od 8 czerwca do 24 czerwca osłabł z poziomu 4,27 za USD do 4,47. To właśnie w amerykańskiej walucie kupujemy ropę więc to parametr niezwykle istotny.
Warto podkreślić, że tak naprawdę cena ropy kupowanej przez koncerny paliwowe wraz z ryzykiem kursowym oraz koszt biokomponentów i uszlachetniaczy przekłada się na około 70 proc. ceny paliwa na litrze (w ramach ceny hurtowej w rafinerii).
Pozostałe zmienne w cenie paliwa
Rząd świadomy znaczenia cen benzyny dla funkcjonowania gospodarki utrzymuje również obniżoną akcyzę na paliwo w ramach tzw. Tarczy Antyinflacyjnej. Obowiązuje ona do końca lipca i zapewne zostanie przedłużona. Standardowo akcyza odpowiada za około 17 proc. ceny litra paliwa.
Jeśli chodzi o VAT odprowadzany od sprzedaży benzyny to znajduje się on na najniższym przewidzianym przez Unię Europejską poziomie. Polskie koncerny mają tu skrępowane ręce, a VAT to około 7,5 proc. ceny paliwa na litrze.
Ostatnim istotnym elementem pozostaje marża PKN Orlen (przed kryzysem było to około 1,6 proc. ceny na litrze paliwa). W mediach sporo pisze się obecnie o kilkuset procentowych wzrostach marży modelowej koncernów paliwowych (nie jest ona tożsama z zyskiem rafinerii – to benchmark rynkowy uwzględniający czynniki makroekonomiczne). Jednak te wzrosty są charakterystyczne dla wszystkich firm w Europie a nie tylko Polski, ponieważ na całym Starym Kontynencie brakuje paliw.
To efekt polityki klimatycznej, która od lat uderzała w sektor rafineryjny i spowodowała zamknięcie kilkudziesięciu zakładów europejskich. Nie bez wpływu na sytuację są również ograniczenia związane z importem paliw z Rosji i Białorusi w związku z sytuacją na Ukrainie. Polska nie jest natomiast samowystarczalna paliwowo i importuje 29 proc. swoich potrzeb.
Są też inne opłaty w litrze paliwa takie jak emisyjna (1 proc.) czy paliwowa (1,9 proc.). Pierwsza dotyczy kwestii klimatycznych, druga zasila fundusz drogowy i kolejowy.
Co z tego wynika?
Wszyscy producenci paliw w Europie notują rekordowe zyski, wynika to z sytuacji rynkowej tj. niedoborów benzyny i diesla. Sytuacja jest wynikiem różnych czynników – od wieloletniego niedoinwestowywania branży petrochemicznej z powodu postępującej transformacji energetycznej, po wzrastające restrykcje dotyczące Rosji. Sytuację warunkują więc głównie czynniki makroekonomiczne, a nie uwypuklana politycznie „pazerność” koncernów takich jak PKN Orlen.
Zjawisko spadających cen ropy powinno przynieść chwilową ulgę kierowcom w okresie wakacyjnym. Przy czym nie będzie to duży upust. Jednak trwałość obniżek pozostaje niewiadomą ze względu na ryzyko eskalacji sytuacji dotyczącej Rosji.
Tekst ukazał się pierwotnie na Strefie Inwestorów.